Wróciłam. Przeżyłam i nawet nie płakałam, więc jestem z siebie dumna ;)
Pierwszego dnia Kuba zaczął mi docinać jeszcze zanim przyjechał autokar. Później usiadł dość daleko ode mnie, ale łapałam na sobie Jego spojrzenia kilkukrotnie w ciągu jazdy. Już w ośrodku, zamiast czekać na kolację, poszedł z kilkoma osobami do miasta, by coś zjeść. I wszystko byłoby ok, ale okazało się, iż jako jedna z nielicznych osób, nie dopełnił wszystkich formalności i ogólnie zrobiło się dość nerwowo. Jego znajomi z grupy napisali Mu o tym, a do kogo zadzwonił by dowiedzieć się co się dokładnie dzieje? Do mnie. A ja oczywiście poleciałam wszystko wyjaśniać i ratować sytuację. Była tam prawie cała Jego grupa z ćwiczeń, mógł przecież zadzwonić do nich, a zadzwonił do mnie. Wiedział, że tak będzie, zna mnie i wie, że rzucę wszystko by Mu pomóc...
Wieczorem na imprezie tańczył z Dziewczyną, o która kiedyś byłam zazdrosna. Ta sama Dziewczyna kilka godzin wcześniej powiedziała, że mnie podziwia, iż pomimo rozstania wciąż tak Mu pomagam (chodziło o sytuację opisaną powyżej). Odpowiedziałam jej tylko, że to normalne, przecież Go kocham. Wracając jednak do sedna, gdy zobaczył, że nie reaguję na tą prowokację, a wręcz przeciwnie - świetnie się bawię tańcząc z Jego kolegą, zaczął pić jeszcze więcej. Wiadomo jak to się kończy. Odprowadzili Go do pokoju i w sumie tam przeniosła się cała impreza. Przykryłam Go kołdrą, zabrałam Mu plecak spod głowy, zdjęłam buty i mokre skarpetki, by było Mu wygodniej. Poprosiłam by podniósł głowę i gdy poprawiałam poduszkę, złapał mnie za rękę i powiedział, że mnie kocha i prosił, bym do Niego wróciła (powtórzył to kilka razy) oraz bym położyła się obok Niego i przytuliła. Już zamierzałam to zrobić, ale koleżanka mnie odciągnęła w ostatniej chwili, podkreślając, iż tylko będę cierpiała gdy rano nie będzie tego pamiętał...
Drugiego dnia rano oczywiście powiedział, że nie pamięta co robił wieczorem, a na moją zaczepkę, iż nawet by się nie spodziewał, odparł, że i tak mnie nie kocha. Zrobiło mi się przykro, zwłaszcza, że przespał śniadanie, a ja zrobiłam Mu kanapki i przyniosłam do pokoju.
W ciągu dnia się mijaliśmy, choć pomogłam im (mieszkał z kolegami) posprzątać pozostałości po wczorajszej imprezie.
Wieczorem znowu była impreza. Śmieszne jest to, że nawet gdy byliśmy razem, to nie ubieraliśmy się podobnie, a akurat wczoraj wyszło to przypadkowo - On w czarnej koszuli, ja w czarnej sukience. Siedział przy stole z kolegami, gdy na salę wszedł mój znajomy. Podbiegłam do niego, by się przywitać, a on mnie przytulił i pociągnął na parkiet. Zanim jeszcze zaczęliśmy tańczyć, zauważyłam jak Kuba pyta kolegę czy zna tego typa. Później przez cały czas nas obserwował - znam to spojrzenie, zawsze tak patrzył jak na imprezach podbijali do mnie jacyś kolesie, ale tym razem nie mógł w żaden sposób zareagować.
Położyłam się dość wcześnie spać, choć impreza trwała w najlepsze. Niestety w środku nocy przeniosła się do mojego pokoju, gdyż moje współlokatorki nie zauważyły mnie zakopanej pod kołdrą. Niespodziewanie przyszedł też Kuba. Niby normalna sytuacja, ale gdy wszyscy zbierali się do wyjścia, powiedział, że nie ma klucza od pokoju i będzie spał u nas, na dodatek na podwójnym łóżku, na którym ja już leżałam. Wszyscy wyszli gasząc światło, a On położył się obok i zaczęliśmy rozmawiać. Usłyszałam wiele przykrych słów. Podobno nasze rozstanie, to wyłącznie moja wina. Jego zdaniem ja się nigdy nie zmienię i jestem oszustem, gdyż obiecywałam, że to zrobię, a On mi wierzył. Powiedział, że nie sądził, iż tak bardzo można kochać takiego oszusta i że naprawdę chciał być ze mną bardzo, bardzo długo. Nie słuchał moich wyjaśnień, przerywał mi gdy zaczynałam mówić. Powtórzył, że nigdy do mnie nie wróci, a tamtym listem udowodniłam tylko, iż On się starał. Określił tamten list peanem na Jego cześć, więc stwierdziłam, iż mogę napisać drugi, w którym udowodnię Mu, iż nie był wcale taki idealny. Próbowałam Mu wytłumaczyć, że to wszystko nie było wyłącznie moją winą, próbowałam Go namówić do powrotu (zwłaszcza, że przyznał się, iż pamięta co mówił dzień wcześniej). Nie chciał mnie słuchać i powiedział, że idzie spać do siebie. Zaprowadziłam Go i pod wpływem emocji stwierdziłam, iż życzę Mu by kiedyś pokochał kogoś, tak mocno jak ja Jego i by ta osoba, skreśliła Go tak jak On mnie. Odparł, że nie zrobił tego za pierwszym, a dopiero za setnym razem. Powtórzyłam Mu tysięczny raz, że Go kocham i sobie poszłam.
Rano oczywiście znowu nie pojawił się na śniadaniu, a ja znowu zrobiłam Mu kanapki, których nawet nie chciał początkowo zjeść. Dopiero gdy już odniosłam je do własnego pokoju, powiedział, iż jednak jest głodny i chętnie by coś zjadł. Oczywiście nie powiedziałam Mu by spadał, tylko jak idiotka poleciałam piętro niżej po kanapki. Później pomogłam im pościelić łóżka i ogarnąć pokój.
W autokarze tym razem siedział bliżej mnie, więc ponownie miał szansę mi podocinać, lecz i tym razem, nie dałam się sprowokować. Już po powrocie umawiał się ze wszystkimi na "afterek", ale wolałam to sobie już dzisiaj odpuścić.
Na dobrą sprawę ten wyjazd niczego nie wyjaśnił, niczego nie zmienił. Udowodnił mi tylko, jak bardzo Kuba jest uparty. Przecież jak się kogoś kocha, to daje się Mu czas na zmianę i robi się wszystko by być z tą osobą. Chyba właśnie na tym polega prawdziwa miłość?! Jeśli jestem w błędzie, to niech mnie ktoś poprawi...