niedziela, 8 grudnia 2013

“Nagle czuję w środku pustkę, jak gdyby mnie wydrążono. To niesamowite, że słowa potrafią zrobić coś takiego, po prostu poszarpać ci wnętrzności.” - Lauren Oliver



Cały mecz Kuby przesiedziałam z Dżejem - moim dobrym kolegą. Rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się i ogólnie bawiłam się świetnie. Zwłaszcza, że bardzo często łapałam na sobie spojrzenia Kuby i muszę przyznać, iż zaczęłam nawet myśleć, że może być zazdrosny :)

Niestety moja radość nie trwała długo. Wczoraj poszłam do Naszego Wspólnego Kolegi, by obejrzeć mecz naszej ulubionej drużyny piłkarskiej. Zebrali się tam praktycznie wszyscy znajomi Kuby (w tym Michał - Jego najlepszy przyjaciel; już kiedyś o nim wspominałam). Podczas rozmów powiedziałam, iż po meczu muszę szybko wracać do domu, by się przebrać, gdyż zgodziłam się iść z Dżejem na urodziny jego kolegi, W przerwie Kuba napisał do Michała, że chętnie wybrałby się po meczu na pizzę, więc zaraz po ostatnim gwizdku sędziego Michał wyszedł i powiedział, iż później do nas wróci. Pomyślałam, że może Kuba przyjdzie razem z nim i odwołałam spotkanie z Dżejem. Niestety Michał przyszedł sam. Niemniej jednak zabawa była świetna, gdyż urządziliśmy sobie karaoke :)
Do domu wróciłam dość późno i sama nie wiem co mnie podkusiło by wejść na FB. Myślałam, że mi serce pęknie. Kuba zmienił sobie status na "wolny" (choć ukrył to zdarzenie na tablicy). Wiem, iż głupio zrobiłam, ale napisałam Mu smsa, że i tak Go kocham, gdyż moje uczucia nie są zależne od statusu. Jak zawsze doszło między nami do dość nieprzyjemnej wymiany zdań, w której ja próbowałam Go przekonać do powrotu. Ostatecznie napisał mi bym skasowała Jego numer i nawet nie mówiła Mu "cześć" gdy Go spotkam...

Może dorabiam sobie sztuczną ideologię, ale czy to nie jest dziwne, że zmienił status dokładnie wtedy, gdy powiedziałam, iż idę z Dżejem na imprezę? Może to rzeczywiście przypadek. Może czekał na taką sytuację by móc to zrobić z czystym sumieniem. A może jednak poniosło Go z zazdrości...

Wiem, że sobie wmawiam rzeczy niestworzone...

Tak czy inaczej, w końcu znalazłam w sobie silę, by starać się o Nim zapomnieć. Mam tylko nadzieję, że za jakiś czas uzna, iż odchodząc popełnił błąd. Tak bardzo bym tego chciała. Choć już nawet teraz bym do Niego nie wróciła....

I najlepsze na koniec - prawdopodobnie Sylwestra spędzimy razem. To ma być wyjazd z naszymi wspólnymi znajomymi - 5 dni i 4 noce w jednym, dwupokojowym domu. Na dodatek będą tam tylko dwie wolne dziewczyny i 5 wolnych chłopaków. Nie wiem jak On, ale ja zamierzam się świetnie bawić i zgodnie z życzeniem, zostawić Go w spokoju... ;)

czwartek, 5 grudnia 2013

“Coś mam w środku spierdolone*. Na amen.” - Jacek Podsiadło

Nie umiem zmienić statusu na FB...
Nie potrafię przestać o Nim myśleć...

Mam ochotę napisać Mu kolejny, bardzo długi list...

I zamiast Go unikać, właśnie zbieram się do wyjścia. Jak głupia idę obejrzeć Jego mecz...
 



*Przepraszam za wulgaryzm w tytule, ale jako jedyny idealnie oddaje mój stan.



środa, 4 grudnia 2013

“Naj­straszniej­sze są równa­nia z wiadomą, której nie chce­my przyjąć do wiadomości.” - Stanisław Jerzy Lec

Chyba rzeczywiście powinnam się ogarnąć. Jeśli człowiek naprawdę kocha, to zrobi wszystko by być z ukochaną osobą. Będzie w nią wierzył, wspierał i nigdy się nie podda, nigdy nie odejdzie. Czas spojrzeć prawdzie w oczy - On mnie nigdy nie kochał, nie szanował. Nawet nie wiem po co ze mną był, skoro ciągle się kłóciliśmy...
Najwyższa pora by się z tym pogodzić i przestać na siłę próbować istnieć w Jego życiu...

Ważne jest, aby pozwolić pewnym rzeczom odejść. Uwolnić się od nich. Odciąć. Zamknąć cykl. Nie z powodu dumy, słabości czy pychy, ale po prostu dlatego, że na coś już nie ma miejsca w twoim życiu. Zamknij drzwi, zmień płytę, posprzątaj dom, strzepnij kurz. Przestań być tym, kim byłeś. Bądź tym, kim jesteś.
Musisz zrozumieć, że to nie jest gra znaczonymi kartami. Raz wygrywamy, raz przegrywamy. Nie oczekuj, że inni ci coś zwrócą, docenią twój wysiłek, odkryją twój geniusz, odwzajemnią twoją miłość.
”- Paulo Coelho

Smutne, ale prawdziwe.
I znowu zastanawiam się, czy kiedykolwiek przyjdzie chwila, w której uzna, iż jednak popełnił błąd odchodząc...
A na FB wciąż jesteśmy w "szczęśliwym" związku... :/

niedziela, 1 grudnia 2013

“Zacznij już do mnie wracać.” - Przybora do Osieckiej “Listy na wyczerpanym papierze”

Wróciłam. Przeżyłam i nawet nie płakałam, więc jestem z siebie dumna ;)

Pierwszego dnia Kuba zaczął mi docinać jeszcze zanim przyjechał autokar. Później usiadł dość daleko ode mnie, ale łapałam na sobie Jego spojrzenia kilkukrotnie w ciągu jazdy. Już w ośrodku, zamiast czekać na kolację, poszedł z kilkoma osobami do miasta, by coś zjeść. I wszystko byłoby ok, ale okazało się, iż jako jedna z nielicznych osób, nie dopełnił wszystkich formalności i ogólnie zrobiło się dość nerwowo. Jego znajomi z grupy napisali Mu o tym, a do kogo zadzwonił by dowiedzieć się co się dokładnie dzieje? Do mnie. A ja oczywiście poleciałam wszystko wyjaśniać i ratować sytuację. Była tam prawie cała Jego grupa z ćwiczeń, mógł przecież zadzwonić do nich, a zadzwonił do mnie. Wiedział, że tak będzie, zna mnie i wie, że rzucę wszystko by Mu pomóc...
Wieczorem na imprezie tańczył z Dziewczyną, o która kiedyś byłam zazdrosna. Ta sama Dziewczyna kilka godzin wcześniej powiedziała, że mnie podziwia, iż pomimo rozstania wciąż tak Mu pomagam (chodziło o sytuację opisaną powyżej). Odpowiedziałam jej tylko, że to normalne, przecież Go kocham. Wracając jednak do sedna, gdy zobaczył, że nie reaguję na tą prowokację, a wręcz przeciwnie - świetnie się bawię tańcząc z Jego kolegą, zaczął pić jeszcze więcej. Wiadomo jak to się kończy. Odprowadzili Go do pokoju i w sumie tam przeniosła się cała impreza. Przykryłam Go kołdrą, zabrałam Mu plecak spod głowy, zdjęłam buty i mokre skarpetki, by było Mu wygodniej. Poprosiłam by podniósł głowę i gdy poprawiałam poduszkę, złapał mnie za rękę i powiedział, że mnie kocha i prosił, bym do Niego wróciła  (powtórzył to kilka razy) oraz bym położyła się obok Niego i przytuliła. Już zamierzałam to zrobić, ale koleżanka mnie odciągnęła w ostatniej chwili, podkreślając, iż tylko będę cierpiała gdy rano nie będzie tego pamiętał...

Drugiego dnia rano oczywiście powiedział, że nie pamięta co robił wieczorem, a na moją zaczepkę, iż nawet by się nie spodziewał, odparł, że i tak mnie nie kocha. Zrobiło mi się przykro, zwłaszcza, że przespał śniadanie, a ja zrobiłam Mu kanapki i przyniosłam do pokoju.
W ciągu dnia się mijaliśmy, choć pomogłam im (mieszkał z kolegami) posprzątać pozostałości po wczorajszej imprezie.
Wieczorem znowu była impreza. Śmieszne jest to, że nawet gdy byliśmy razem, to nie ubieraliśmy się podobnie, a akurat wczoraj wyszło to przypadkowo - On w czarnej koszuli, ja w czarnej sukience. Siedział przy stole z kolegami, gdy na salę wszedł mój znajomy. Podbiegłam do niego, by się przywitać, a on mnie przytulił i pociągnął na parkiet. Zanim jeszcze zaczęliśmy tańczyć, zauważyłam jak Kuba pyta kolegę czy zna tego typa. Później przez cały czas nas obserwował - znam to spojrzenie, zawsze tak patrzył jak na imprezach podbijali do mnie jacyś kolesie, ale tym razem nie mógł w żaden sposób zareagować.
Położyłam się dość wcześnie spać, choć impreza trwała w najlepsze. Niestety w środku nocy przeniosła się do mojego pokoju, gdyż moje współlokatorki nie zauważyły mnie zakopanej pod kołdrą. Niespodziewanie przyszedł też Kuba. Niby normalna sytuacja, ale gdy wszyscy zbierali się do wyjścia, powiedział, że nie ma klucza od pokoju i będzie spał u nas, na dodatek na podwójnym łóżku, na którym ja już leżałam. Wszyscy wyszli gasząc światło, a On położył się obok i zaczęliśmy rozmawiać. Usłyszałam wiele przykrych słów. Podobno nasze rozstanie, to wyłącznie moja wina. Jego zdaniem ja się nigdy nie zmienię i jestem oszustem, gdyż obiecywałam, że to zrobię, a On mi wierzył. Powiedział, że nie sądził, iż tak bardzo można kochać takiego oszusta i że naprawdę chciał być ze mną bardzo, bardzo długo. Nie słuchał moich wyjaśnień, przerywał mi gdy zaczynałam mówić. Powtórzył, że nigdy do mnie nie wróci, a tamtym listem udowodniłam tylko, iż On się starał. Określił tamten list peanem na Jego cześć, więc stwierdziłam, iż mogę napisać drugi, w którym udowodnię Mu, iż nie był wcale taki idealny. Próbowałam Mu wytłumaczyć, że to wszystko nie było wyłącznie moją winą, próbowałam Go namówić do powrotu (zwłaszcza, że przyznał się, iż pamięta co mówił dzień wcześniej). Nie chciał mnie słuchać i powiedział, że idzie spać do siebie. Zaprowadziłam Go i pod wpływem emocji stwierdziłam, iż życzę Mu by kiedyś pokochał kogoś, tak mocno jak ja Jego i by ta osoba, skreśliła Go tak jak On mnie. Odparł, że nie zrobił tego za pierwszym, a dopiero za setnym razem. Powtórzyłam Mu tysięczny raz, że Go kocham i sobie poszłam.

Rano oczywiście znowu nie pojawił się na śniadaniu, a ja znowu zrobiłam Mu kanapki, których nawet nie chciał początkowo zjeść. Dopiero gdy już odniosłam je do własnego pokoju, powiedział, iż jednak jest głodny i chętnie by coś zjadł. Oczywiście nie powiedziałam Mu by spadał, tylko jak idiotka poleciałam piętro niżej po kanapki. Później pomogłam im pościelić łóżka i ogarnąć pokój.
W autokarze tym razem siedział bliżej mnie, więc ponownie miał szansę mi podocinać, lecz i tym razem, nie dałam się sprowokować. Już po powrocie umawiał się ze wszystkimi na "afterek", ale wolałam to sobie już dzisiaj odpuścić.

Na dobrą sprawę ten wyjazd niczego nie wyjaśnił, niczego nie zmienił. Udowodnił mi tylko, jak bardzo Kuba jest uparty. Przecież jak się kogoś kocha, to daje się Mu czas na zmianę i robi się wszystko by być z tą osobą. Chyba właśnie na tym polega prawdziwa miłość?! Jeśli jestem w błędzie, to niech mnie ktoś poprawi...

czwartek, 28 listopada 2013

"Wiele rzeczy zaczynamy rozumieć późno, jeszcze więcej bardzo późno, a nawet zbyt późno." - Ryszard Kapuściński

Tęsknię za Nim. Nawet nie sądziłam, że można tęsknić tak bardzo. I powinnam się cieszyć - już jutro Go zobaczę. Jednak zamiast radości jest strach. Boję się tego, iż będzie obojętny. I ten strach nie pozwolił mi zasnąć...

"Głupim na­zywa się człowiek, który mając kochającą Go osobę, od­rzu­ca ją. A ro­bi to dlatego, bo myśli, że pot­rzeb­na jest mu wolność, która z biegiem cza­su sta­nie się Je­go naj­większym wro­giem."

Mam nadzieję, że będzie szczęśliwy, że znajdzie kogoś, kto pokocha Go tak jak tego chce. Szkoda tylko, że jak widać kochanie Go do granic możliwości, nie jest tym, czego szuka. A przecież mogłabym dla Niego zrobić wszystko...

wtorek, 26 listopada 2013

„Okazuje się, że piekło to nie płąnąca, wrząca otchłań ognia i cierpienia [...] Piekło jest wtedy, kiedy ludzie, których kochasz najbardziej na świecie, sięgają po twoją duszę i wyrywają ci ją. I robią to tylko dlatego, że mogą.” - Jess Rothenberg

Postanowiłam posłuchać i odpuścić. Jednak nie jest to takie proste. Zwłaszcza gdy siedzę całymi dniami w domu przez głupie przeziębienie. Tak czy inaczej postanowiłam, i by zrobić cokolwiek, wybrałam się na drugą część Igrzysk Śmierci. Do kina pojechałam z Krzyśkiem. To mój były chłopak, ale oboje już od dawna jesteśmy z tym pogodzeni, a skoro byliśmy ze sobą 3 lata, to wciąż utrzymujemy dość dobre relacje, który z nieznanych mi przyczyn robił dziś bardziej za szofera, niż towarzysza do komentowania filmu. Niemniej jednak nie to jest w tym wszystkim najważniejsze. Postanowiłam pojechać do kina by choć przez kilka godzin nie myśleć o Panu X. I co? I pstro, czyli jak zawsze w moim życiu. W kinie pracuje mój dobry kolega i kogo mógł dzisiaj szkolić? Byłą dziewczynę Pana X. No poważnie Wam piszę. Mało nie padłam jak ją zobaczyłam. Nie znamy się, On był z nią kilka miesięcy przed poznaniem mnie, ale i tak było mi strasznie głupio. Zwłaszcza, że ona chyba też wiedziała kim ja jestem. A według FB wciąż jestem Jego dziewczyną. Tak bardzo chciałam ją zobaczyć na żywo, ale to było gdy jeszcze ja nie byłam Jego EX. Normalnie maskara!
Teraz staram się uspokoić myśli. Chyba się jeszcze nie chwaliłam, że w piątek jadę na 3 dni razem z Panem X i naszymi (choć jednak bardziej Jego) znajomymi na wyjazd z Uczelni. Nie mam pojęcia jak to przeżyję. Mama namawia mnie bym sobie odpuściła, ale nie chcę tego robić. Wszyscy by wtedy wiedzieli, iż nie pojechałam ze względu na Niego. A przecież poza nimi będzie tam jeszcze 70 innych osób. Wmawiam sobie, że jakoś dam radę ;)
I skoro moje pisanie dziś jest absurdalnie chaotyczne, to muszę też wspomnieć o tym co mnie gryzie od ostatniego piątku. Ogólnie wtedy widziałam Pana X ostatni raz. Pamiętam, że gdy zegnałam się z Jego Najbliższym Przyjacielem, to powiedział mi, że Pan X nigdy nie wróci. Była 2 w nocy, nie chciałam robić afery, więc zapytałam tylko czy Pan X jest szczęśliwy. JNP powiedział, że "tak Mu jest lepiej". Ponowiłam pytanie i uzyskałam taką samą odpowiedź. Wiem, że słowa wypowiadane po pijaku nie zawsze muszą nieść za sobą jakieś wielkie przesłanie, ale wnioskuję, że chyba jednak nie jest szczęśliwy...
Podobno, gdy poruszono temat Sylwestra powiedział, że idzie sam, bo ma dość na jakiś czas. Chyba rzeczywiście dałam Mu mocno w kość. Szkoda, że nie widział jak bardzo Go kocham. Ciekawa jestem czy kiedykolwiek pomyśli o mnie ciepło i uzna, iż odchodząc popełnił błąd. W sumie i tak nigdy się o tym nie dowiem :/

„Postanowiłem zostać w łóżku do południa. Może do tego czasu szlag trafi połowę świata i życie będzie o połowę lżejsze.” - Charles Bukowski

Znowu świeci słońce, niebo znowu jest niebieskie i aż głupio mieć w tej chwili zły humor. Głupio, ale jak widać jestem najlepszym przykładem na to, iż można.
Zastanawiam się jak można widywać kogoś codziennie i w jednej chwili usunąć go z życia. Tak właśnie było z nami. Dziwi mnie to, że potrafi się do mnie nie odzywać przez tyle dni. Powtarzam sobie, iż przecież ja też milczę, ale przecież moje milczenie jest zupełnie inne. Moje milczenie wynika z Jego milczenia. Wkurzam się, gdyż dociera do mnie, że zaczynam za Nim tęsknić...
Dlaczego ja jestem taka głupia? Dlaczego nie mogę Go, tak najzwyczajniej w świecie, po ludzku znienawidzić? Z dnia na dzień jestem coraz bardziej żałosna. Bo i jak mam nazwać to, że skoro On kocha Karolinę, to gdybym mogła, pojechałabym te 1400km i prosiła by dała Mu drugą szansę?! Chcę by był szczęśliwy. I zrobiłabym wszystko by tak było :/

poniedziałek, 25 listopada 2013

„Od dzisiaj jestem pokryta teflonem - wszystko po mnie spływa, nic nie zostaje.” - Alyson Noël

Słońce świeci. Aż chciałoby się nieskromnie napisać, iż pogoda jak w Panu Tadeuszu dopasowuje się do opisywanych przeżyć. Wyjaśniałoby to wczorajszy deszczowy wieczór i dzisiejszy słoneczny poranek.
Nie wiem skąd we mnie aż tyle optymizmu. Widzę jak bardzo irracjonalnie zachowuje się Pan X i aż śmiać mi się chce. Człowiek, który śmiał się z FB, nagle polubił zdjęcie swojej byłej. Takich rzeczy nie robił nawet będąc z nią. Niby nic, ale odbieram to jako sygnał wysyłany do mnie - "zobacz jak mi przestało zależeć, polubiłem nawet Agi zdjęcie". Wiem - odbija mi i zaczynam się czuć jak pępek świata wmawiając sobie, iż każde Jego zachowanie ma na celu udowodnienie mi czegoś ;)
A może naprawdę byłam tak straszna, że zaczął żałować rozstania z nią? :/
NIE!
Pesymizmowi dzisiaj mówimy stanowcze nie! :)

Znasz przypowieść o żabie w śmietanie? Jak dwie żaby wpadły do dzbanka ze śmietaną? Jedna, myśląc racjonalnie, szybko zrozumiała, że opór jest bezcelowy i że losu nie da się oszukać. A może jest jakieś życie pozagrobowe, więc po co się niepotrzebnie wysilać i na próżno pocieszać płonnymi nadziejami? Złożyła łapki i poszła na dno. A druga była na pewno durna, albo niewierząca. I zaczęła się szamotać. Wydawałoby się, po co się szarpać, jeśli wszystko przesądzone? Szamotała się i szamotała... Aż ubiła śmietanę na masło. I wylazła z dzbanka. Uczcijmy pamięć jej towarzyszki, przedwcześnie poległej w imię postępu filozofii i racjonalnego myślenia.” - Dmitry Glukhovsky

niedziela, 24 listopada 2013

„Im mniej człowiek wie, tym łatwiej mu żyć. Wiedza daje wolność, ale unieszczęśliwia.” - Erich Maria Remarque

O tej porze powinnam leżeć przytulona do Niego i cieszyć się z tego, iż przeżyliśmy razem cudowne 5 miesięcy. Powinnam, ale tak nie jest. Nie ma 5 miesięcy, nie ma Nas, nie ma wspólnego leżenia. O dziwo nie ma też płaczu, lamentu i innych żałosnych zachowań.
Widziałam Go w piątek. Spotkałam się z naszymi wspólnymi znajomymi i On też tam był. Ciężko było siedzieć obok, łapać Jego ukradkowe spojrzenia i nie myśleć o tym, jak szczęśliwi mogliśmy być. Kilka razy nawet zdarzyło się tak, iż mówiliśmy to samo w tej samej chwili. Zaczęliśmy tworzyć parę idealną -szkoda, że dopiero po rozstaniu...
Nasz wspólny przyjaciel pod wpływem alkoholu i/lub mojego stanu rozżalenia powiedział mi wtedy coś, co mnie otrzeźwiło. Podobno Mężczyzna, z którym planowałam spędzić resztę życia powiedział, iż kochał tylko swoją Pierwszą Miłość. Próbowałam ustalić kiedy dokładnie odbyła się ta rozmowa, ale Mateusz stwierdził, że jeśli chcę wiedzieć coś więcej, to mam zadzwonić w sobotę. Nie zadzwoniłam. Wmówiłam sobie, iż to było już w trakcie naszego związku. Tak jest mi łatwiej. Poza tym to tłumaczy dlaczego wiele razy był tak bardzo "oschły" w stosunku do mnie. Pewnie Jej dałby kolejną szansę. Problem w tym, iż Ona jest daleko stąd i zapewne się to szybko nie zmieni...
4,5 miesiąca życia w kłamstwie...
I ta całkowita obojętność zamiast bólu. Dziwne uczucie - całkowita pustka w środku, zero emocji...
A na FB wciąż "W związku z"...

piątek, 22 listopada 2013

"Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu." - Vincent van Gogh

Nie podziękował. Nie napisał nawet głupiego "dzięki". Widocznie uznał, że moje tygodnie poświęcone na to by zdobyć taki prezent nic nie znaczyły. Nie skomentował też listu i w sumie to chyba zabolało najbardziej. Totalny brak jakiejkolwiek wiadomości.
Złamałam się i napisałam pierwsza. Wyszły z tego dwa długie MMSy. Odpisał jednym zdaniem. Ja w odpowiedzi wysłałam Mu znowu wypracowanie. I tak to trwało przez godzinę. Zakończyło się Jego: "Aniu to jest naprawdę koniec i tyle" i  moim "Dobrze. Spokojnie. Nie będę za Tobą biegać i błagać byś wrócił ;) Nie wymagaj jednak bym z dnia na dzień przestała Cię kochać. Ja tak nie potrafię. Kocham Cię i zawsze będę gdybyś mnie potrzebował - bez ukrytych zamiarów, nie po to byś wrócił, ale dlatego, że kochając Cię zawsze będę chciała dla Ciebie wszystkiego co najlepsze. Nawet jeśli już nigdy nie będziemy razem, to i tak chcę być w Twoim życiu. Nie chcę czuć się tak bezradnie jak ostatnio - chcę móc do Ciebie zawsze napisać lub zadzwonić i chcę byś wiedział, iż Ty też ZAWSZE możesz to zrobić.". Nic nie odpisał. Powoli dociera do mnie, że to może być już naprawdę koniec. Uświadamiam sobie, iż może rzeczywiście straciłam Człowieka, którego tak mocno kocham i bez którego do niedawna nie wyobrażałam sobie życia. Najgorsze jest jednak to, iż zaczynam rozumieć to wszystko co się działo i zauważam to, jak nisko upadłam, jak bardzo żałosna jestem. Straciłam szacunek do samej siebie, schowałam dumę do kieszeni by walczyć, ale czy naprawdę nie będę miała o to do siebie żalu?
Jest ciężko...
I jeszcze ten durny status nie pozwala zgasnąć ostatniej iskierce nadziei...

czwartek, 21 listopada 2013

"A teraz zgasimy światło i do rana nie będziemy mieć żadnych zmartwień, a rano, jeżeli nam się zechce postaramy się o nowe. Dobrze?" - Stanisław Lem

Zastanawiam się czy jest jakieś skuteczne lekarstwo na nadmiar nadziei. Głupio to brzmi, ale chyba powinnam poszukać czegoś takiego, gdyż zachowuję się co najmniej irracjonalnie.
Widzieliśmy się dzisiaj. Oddałam Mu rzeczy. Dałam prezent świąteczny i list. Porozmawialiśmy. On kategorycznie stwierdził, że nie wróci ani teraz ani nigdy. Nawet jeśli będzie żałował, to i tak nie wróci, gdyż nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki itp. itd. Powinnam, więc siedzieć zdołowana i zapłakana, a szczerze mówiąc od naszego spotkania nie uroniłam ani jednej łzy. To pewnie jeszcze przyjdzie, ale póki co On się nie odezwał, więc ubzdurałam sobie, że chociaż za koszulkę z autografami Jego ulubionej drużyny powinien mi podziękować i jak głupia czekam na SMSa. I wmawiam sobie, że skoro jeszcze nie napisał, tzn. iż ruszył Go mój list i zastanawia się co zrobić. Gdy patrzę na to co właśnie napisałam uświadamiam sobie jak bardzo durną osobą jestem i aż chce mi się śmiać z własnej głupoty...
Tak czy inaczej czas najwyższy zacząć oswajać się z myślą, iż już nie jesteśmy razem i On nigdy nie wróci. Choć szczerze mówiąc zamiast przyjmować to do wiadomości - zamierzam walczyć. Nie wiem jeszcze jak, ale w chwili obecnej nie jestem w stanie się poddać. Zaczynam poważną pracę nad sobą - może za jakiś czas zobaczy efekty i jednak wróci albo chociaż pomyśli, że popełnił błąd. Tak czy inaczej od jutra biorę się za siebie. A dzisiaj? A dzisiaj jeszcze pogapię się na pozostałość po Naszym Związku w formie statusu na FB i pewnie dokończę Nutellę ze słoiczka stojącego tuż obok ;)

8 dni...

Napisał mi wczoraj "suchego" SMSa, że nie ma czasu w piątek i może się ze mną spotkać jedynie w czwartek po wykładach, a i to na chwilę. Trochę mnie to zdołowało, gdyż nie spodziewałam się, iż jest aż tak źle. W sumie sama nie wiem skąd było we mnie tyle optymizmu - przecież nie odzywał się do mnie przez cały ten czas.
Obecnie siedzę jak na szpilkach i nie mogę jednoznacznie stwierdzić czy chcę by ta nieszczęsna 13:20 nadeszła czy nie. Z jednej strony chcę mieć to już za sobą. Zobaczyć Go, powiedzieć, że kocham, dać Mu to co planowałam i sobie pójść. Tylko co potem? Co jeśli On już nie zadzwoni? Co jeśli to naprawdę jest już koniec, a ja głupia wmawiam sobie coś innego i tylko niepotrzebnie przedłużam okres cierpienia po Jego stracie?
Nadmiar myśli w mojej głowie. Mam wrażenie, że zaraz eksploduje. I zastanawia mnie jedno - czy jeśli człowiek naprawdę kocha drugą osobę, to pozwoli jej na takie męki? W imię czego? Może z Jego strony wcale nie ma miłości...
I tylko ten status na FB wciąż mnie trzyma...

środa, 20 listopada 2013

Tydzień...

Powoli dociera do mnie jak śmieszna jestem. No bo jak mam określić to, iż jedyną rzeczą powstrzymującą mnie przed załamaniem jest status na FB. Mam te swoje dwadzieścia parę lat, a przeżywam rozstanie z chłopakiem i robię sobie nadzieje jak jakaś durna małolata :/
Jeszcze kilka miesięcy temu śmiałam się z ustawiania statusów związków, wgrywania wspólnych zdjęć i tym podobnych zachowań. Jednak przy Nim zapragnęłam tego. Muszę w końcu przyznać szczerze, iż nie z powodu siły uczucia. Bałam się. Nie byłam pewna. Czułam, że muszę pokazać całemu światu, iż jestem w Jego życiu. Dla świętego spokoju w sierpniu ustawił status, a ja poczułam się choć odrobinę bezpieczniej. Teraz tylko to mnie trzyma. Choć wiem, że dla Niego nie ma żadnego znaczenia co tam widnieje - dla mnie jest wszystkim. Przecież przez tydzień mógł go zmienić. Zapomniał? Może i tak. Chce bym ja to zrobiła? Jeśli tak, to dlaczego? By mnie bardziej nie zranić? Czyli jednak myśli o mnie, nie chce mi sprawiać bólu, więc Mu zależy. A może jednak jest jeszcze szansa? Może chce mi ją dać. Może chce wrócić...
Wiem, że nakręcam sama siebie. Wiem, że powinnam odpuścić i pogodzić się z tym co się stało, ale nie potrafię. Nie umiem udawać, iż Osoba, którą kocham przestała istnieć. Zwłaszcza, że muszę się jeszcze z Nim zobaczyć by oddać Mu bluzę. Bluzę i prezent, który miał dostać ode mnie na święta. Napisałam też list, ale nie wiem czy powinnam go dołączyć. W sumie bardziej już nie jestem w stanie niczego popsuć, ale nie wiem czy będę w stanie się pozbierać, jeśli po jego przeczytaniu jednak nie wróci. W sumie chyba wolałabym mieć to spotkanie już za sobą...
Głupia miłość. Głupia Ania. Ogólnie głupie to wszystko.

wtorek, 19 listopada 2013

6 godzin...

Tak dobrze sobie radziłam, ale nie - wredny los musiał się na mnie zemścić. Musiałam wpaść na Niego w ostatniej chwili. Bo i po co mi spokój?! I tak oto 6 dni zbierania się poszło w las. To już 6 dni... Sama nie mogę w to uwierzyć. Dzisiaj mija 6 dzień od naszego rozstania, a do mnie to nie dociera. Niby jak ma do mnie dotrzeć to, że straciłam Ukochaną Osobę?! Tyle razy się kłóciliśmy, staliśmy na krawędzi, ale zawsze ostatecznie i tak wszystko wracało do normy. Jak mam więc uwierzyć, że tym razem tak nie będzie?
6 godzin zajęło mi dzisiaj uspokojenie się po tym jak wpadłam na Niego na Wydziale. O krok od wyjścia, dosłownie w ostatniej chwili, gdy w środku już zaczynałam się cieszyć, iż ominie mnie widok Jego osoby. Myślałam, że jestem twardsza, że po prawie tygodniu będę w stanie zareagować jak normalny człowiek. Jednak myliłam się. Drżące ręce, serce uderzające z taką siłą, jakby chciało mi połamać żebra i uwolnić się, uciec z klatki piersiowej i zakończyć moją udrękę. Niestety od nieszczęśliwej miłości się nie umiera. Przynajmniej nie umiera się w sensie fizycznym. A pustka w psychice na dłuższą metę nikogo nie obchodzi...

Kocham Go...