piątek, 29 listopada 2013

„A potem stało się teraz.” - Terry Pratchett

Jadę.
Trzymajcie kciuki...

czwartek, 28 listopada 2013

"Wiele rzeczy zaczynamy rozumieć późno, jeszcze więcej bardzo późno, a nawet zbyt późno." - Ryszard Kapuściński

Tęsknię za Nim. Nawet nie sądziłam, że można tęsknić tak bardzo. I powinnam się cieszyć - już jutro Go zobaczę. Jednak zamiast radości jest strach. Boję się tego, iż będzie obojętny. I ten strach nie pozwolił mi zasnąć...

"Głupim na­zywa się człowiek, który mając kochającą Go osobę, od­rzu­ca ją. A ro­bi to dlatego, bo myśli, że pot­rzeb­na jest mu wolność, która z biegiem cza­su sta­nie się Je­go naj­większym wro­giem."

Mam nadzieję, że będzie szczęśliwy, że znajdzie kogoś, kto pokocha Go tak jak tego chce. Szkoda tylko, że jak widać kochanie Go do granic możliwości, nie jest tym, czego szuka. A przecież mogłabym dla Niego zrobić wszystko...

wtorek, 26 listopada 2013

„Okazuje się, że piekło to nie płąnąca, wrząca otchłań ognia i cierpienia [...] Piekło jest wtedy, kiedy ludzie, których kochasz najbardziej na świecie, sięgają po twoją duszę i wyrywają ci ją. I robią to tylko dlatego, że mogą.” - Jess Rothenberg

Postanowiłam posłuchać i odpuścić. Jednak nie jest to takie proste. Zwłaszcza gdy siedzę całymi dniami w domu przez głupie przeziębienie. Tak czy inaczej postanowiłam, i by zrobić cokolwiek, wybrałam się na drugą część Igrzysk Śmierci. Do kina pojechałam z Krzyśkiem. To mój były chłopak, ale oboje już od dawna jesteśmy z tym pogodzeni, a skoro byliśmy ze sobą 3 lata, to wciąż utrzymujemy dość dobre relacje, który z nieznanych mi przyczyn robił dziś bardziej za szofera, niż towarzysza do komentowania filmu. Niemniej jednak nie to jest w tym wszystkim najważniejsze. Postanowiłam pojechać do kina by choć przez kilka godzin nie myśleć o Panu X. I co? I pstro, czyli jak zawsze w moim życiu. W kinie pracuje mój dobry kolega i kogo mógł dzisiaj szkolić? Byłą dziewczynę Pana X. No poważnie Wam piszę. Mało nie padłam jak ją zobaczyłam. Nie znamy się, On był z nią kilka miesięcy przed poznaniem mnie, ale i tak było mi strasznie głupio. Zwłaszcza, że ona chyba też wiedziała kim ja jestem. A według FB wciąż jestem Jego dziewczyną. Tak bardzo chciałam ją zobaczyć na żywo, ale to było gdy jeszcze ja nie byłam Jego EX. Normalnie maskara!
Teraz staram się uspokoić myśli. Chyba się jeszcze nie chwaliłam, że w piątek jadę na 3 dni razem z Panem X i naszymi (choć jednak bardziej Jego) znajomymi na wyjazd z Uczelni. Nie mam pojęcia jak to przeżyję. Mama namawia mnie bym sobie odpuściła, ale nie chcę tego robić. Wszyscy by wtedy wiedzieli, iż nie pojechałam ze względu na Niego. A przecież poza nimi będzie tam jeszcze 70 innych osób. Wmawiam sobie, że jakoś dam radę ;)
I skoro moje pisanie dziś jest absurdalnie chaotyczne, to muszę też wspomnieć o tym co mnie gryzie od ostatniego piątku. Ogólnie wtedy widziałam Pana X ostatni raz. Pamiętam, że gdy zegnałam się z Jego Najbliższym Przyjacielem, to powiedział mi, że Pan X nigdy nie wróci. Była 2 w nocy, nie chciałam robić afery, więc zapytałam tylko czy Pan X jest szczęśliwy. JNP powiedział, że "tak Mu jest lepiej". Ponowiłam pytanie i uzyskałam taką samą odpowiedź. Wiem, że słowa wypowiadane po pijaku nie zawsze muszą nieść za sobą jakieś wielkie przesłanie, ale wnioskuję, że chyba jednak nie jest szczęśliwy...
Podobno, gdy poruszono temat Sylwestra powiedział, że idzie sam, bo ma dość na jakiś czas. Chyba rzeczywiście dałam Mu mocno w kość. Szkoda, że nie widział jak bardzo Go kocham. Ciekawa jestem czy kiedykolwiek pomyśli o mnie ciepło i uzna, iż odchodząc popełnił błąd. W sumie i tak nigdy się o tym nie dowiem :/

„Postanowiłem zostać w łóżku do południa. Może do tego czasu szlag trafi połowę świata i życie będzie o połowę lżejsze.” - Charles Bukowski

Znowu świeci słońce, niebo znowu jest niebieskie i aż głupio mieć w tej chwili zły humor. Głupio, ale jak widać jestem najlepszym przykładem na to, iż można.
Zastanawiam się jak można widywać kogoś codziennie i w jednej chwili usunąć go z życia. Tak właśnie było z nami. Dziwi mnie to, że potrafi się do mnie nie odzywać przez tyle dni. Powtarzam sobie, iż przecież ja też milczę, ale przecież moje milczenie jest zupełnie inne. Moje milczenie wynika z Jego milczenia. Wkurzam się, gdyż dociera do mnie, że zaczynam za Nim tęsknić...
Dlaczego ja jestem taka głupia? Dlaczego nie mogę Go, tak najzwyczajniej w świecie, po ludzku znienawidzić? Z dnia na dzień jestem coraz bardziej żałosna. Bo i jak mam nazwać to, że skoro On kocha Karolinę, to gdybym mogła, pojechałabym te 1400km i prosiła by dała Mu drugą szansę?! Chcę by był szczęśliwy. I zrobiłabym wszystko by tak było :/

poniedziałek, 25 listopada 2013

„Od dzisiaj jestem pokryta teflonem - wszystko po mnie spływa, nic nie zostaje.” - Alyson Noël

Słońce świeci. Aż chciałoby się nieskromnie napisać, iż pogoda jak w Panu Tadeuszu dopasowuje się do opisywanych przeżyć. Wyjaśniałoby to wczorajszy deszczowy wieczór i dzisiejszy słoneczny poranek.
Nie wiem skąd we mnie aż tyle optymizmu. Widzę jak bardzo irracjonalnie zachowuje się Pan X i aż śmiać mi się chce. Człowiek, który śmiał się z FB, nagle polubił zdjęcie swojej byłej. Takich rzeczy nie robił nawet będąc z nią. Niby nic, ale odbieram to jako sygnał wysyłany do mnie - "zobacz jak mi przestało zależeć, polubiłem nawet Agi zdjęcie". Wiem - odbija mi i zaczynam się czuć jak pępek świata wmawiając sobie, iż każde Jego zachowanie ma na celu udowodnienie mi czegoś ;)
A może naprawdę byłam tak straszna, że zaczął żałować rozstania z nią? :/
NIE!
Pesymizmowi dzisiaj mówimy stanowcze nie! :)

Znasz przypowieść o żabie w śmietanie? Jak dwie żaby wpadły do dzbanka ze śmietaną? Jedna, myśląc racjonalnie, szybko zrozumiała, że opór jest bezcelowy i że losu nie da się oszukać. A może jest jakieś życie pozagrobowe, więc po co się niepotrzebnie wysilać i na próżno pocieszać płonnymi nadziejami? Złożyła łapki i poszła na dno. A druga była na pewno durna, albo niewierząca. I zaczęła się szamotać. Wydawałoby się, po co się szarpać, jeśli wszystko przesądzone? Szamotała się i szamotała... Aż ubiła śmietanę na masło. I wylazła z dzbanka. Uczcijmy pamięć jej towarzyszki, przedwcześnie poległej w imię postępu filozofii i racjonalnego myślenia.” - Dmitry Glukhovsky

niedziela, 24 listopada 2013

„Im mniej człowiek wie, tym łatwiej mu żyć. Wiedza daje wolność, ale unieszczęśliwia.” - Erich Maria Remarque

O tej porze powinnam leżeć przytulona do Niego i cieszyć się z tego, iż przeżyliśmy razem cudowne 5 miesięcy. Powinnam, ale tak nie jest. Nie ma 5 miesięcy, nie ma Nas, nie ma wspólnego leżenia. O dziwo nie ma też płaczu, lamentu i innych żałosnych zachowań.
Widziałam Go w piątek. Spotkałam się z naszymi wspólnymi znajomymi i On też tam był. Ciężko było siedzieć obok, łapać Jego ukradkowe spojrzenia i nie myśleć o tym, jak szczęśliwi mogliśmy być. Kilka razy nawet zdarzyło się tak, iż mówiliśmy to samo w tej samej chwili. Zaczęliśmy tworzyć parę idealną -szkoda, że dopiero po rozstaniu...
Nasz wspólny przyjaciel pod wpływem alkoholu i/lub mojego stanu rozżalenia powiedział mi wtedy coś, co mnie otrzeźwiło. Podobno Mężczyzna, z którym planowałam spędzić resztę życia powiedział, iż kochał tylko swoją Pierwszą Miłość. Próbowałam ustalić kiedy dokładnie odbyła się ta rozmowa, ale Mateusz stwierdził, że jeśli chcę wiedzieć coś więcej, to mam zadzwonić w sobotę. Nie zadzwoniłam. Wmówiłam sobie, iż to było już w trakcie naszego związku. Tak jest mi łatwiej. Poza tym to tłumaczy dlaczego wiele razy był tak bardzo "oschły" w stosunku do mnie. Pewnie Jej dałby kolejną szansę. Problem w tym, iż Ona jest daleko stąd i zapewne się to szybko nie zmieni...
4,5 miesiąca życia w kłamstwie...
I ta całkowita obojętność zamiast bólu. Dziwne uczucie - całkowita pustka w środku, zero emocji...
A na FB wciąż "W związku z"...

piątek, 22 listopada 2013

"Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu." - Vincent van Gogh

Nie podziękował. Nie napisał nawet głupiego "dzięki". Widocznie uznał, że moje tygodnie poświęcone na to by zdobyć taki prezent nic nie znaczyły. Nie skomentował też listu i w sumie to chyba zabolało najbardziej. Totalny brak jakiejkolwiek wiadomości.
Złamałam się i napisałam pierwsza. Wyszły z tego dwa długie MMSy. Odpisał jednym zdaniem. Ja w odpowiedzi wysłałam Mu znowu wypracowanie. I tak to trwało przez godzinę. Zakończyło się Jego: "Aniu to jest naprawdę koniec i tyle" i  moim "Dobrze. Spokojnie. Nie będę za Tobą biegać i błagać byś wrócił ;) Nie wymagaj jednak bym z dnia na dzień przestała Cię kochać. Ja tak nie potrafię. Kocham Cię i zawsze będę gdybyś mnie potrzebował - bez ukrytych zamiarów, nie po to byś wrócił, ale dlatego, że kochając Cię zawsze będę chciała dla Ciebie wszystkiego co najlepsze. Nawet jeśli już nigdy nie będziemy razem, to i tak chcę być w Twoim życiu. Nie chcę czuć się tak bezradnie jak ostatnio - chcę móc do Ciebie zawsze napisać lub zadzwonić i chcę byś wiedział, iż Ty też ZAWSZE możesz to zrobić.". Nic nie odpisał. Powoli dociera do mnie, że to może być już naprawdę koniec. Uświadamiam sobie, iż może rzeczywiście straciłam Człowieka, którego tak mocno kocham i bez którego do niedawna nie wyobrażałam sobie życia. Najgorsze jest jednak to, iż zaczynam rozumieć to wszystko co się działo i zauważam to, jak nisko upadłam, jak bardzo żałosna jestem. Straciłam szacunek do samej siebie, schowałam dumę do kieszeni by walczyć, ale czy naprawdę nie będę miała o to do siebie żalu?
Jest ciężko...
I jeszcze ten durny status nie pozwala zgasnąć ostatniej iskierce nadziei...

czwartek, 21 listopada 2013

"A teraz zgasimy światło i do rana nie będziemy mieć żadnych zmartwień, a rano, jeżeli nam się zechce postaramy się o nowe. Dobrze?" - Stanisław Lem

Zastanawiam się czy jest jakieś skuteczne lekarstwo na nadmiar nadziei. Głupio to brzmi, ale chyba powinnam poszukać czegoś takiego, gdyż zachowuję się co najmniej irracjonalnie.
Widzieliśmy się dzisiaj. Oddałam Mu rzeczy. Dałam prezent świąteczny i list. Porozmawialiśmy. On kategorycznie stwierdził, że nie wróci ani teraz ani nigdy. Nawet jeśli będzie żałował, to i tak nie wróci, gdyż nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki itp. itd. Powinnam, więc siedzieć zdołowana i zapłakana, a szczerze mówiąc od naszego spotkania nie uroniłam ani jednej łzy. To pewnie jeszcze przyjdzie, ale póki co On się nie odezwał, więc ubzdurałam sobie, że chociaż za koszulkę z autografami Jego ulubionej drużyny powinien mi podziękować i jak głupia czekam na SMSa. I wmawiam sobie, że skoro jeszcze nie napisał, tzn. iż ruszył Go mój list i zastanawia się co zrobić. Gdy patrzę na to co właśnie napisałam uświadamiam sobie jak bardzo durną osobą jestem i aż chce mi się śmiać z własnej głupoty...
Tak czy inaczej czas najwyższy zacząć oswajać się z myślą, iż już nie jesteśmy razem i On nigdy nie wróci. Choć szczerze mówiąc zamiast przyjmować to do wiadomości - zamierzam walczyć. Nie wiem jeszcze jak, ale w chwili obecnej nie jestem w stanie się poddać. Zaczynam poważną pracę nad sobą - może za jakiś czas zobaczy efekty i jednak wróci albo chociaż pomyśli, że popełnił błąd. Tak czy inaczej od jutra biorę się za siebie. A dzisiaj? A dzisiaj jeszcze pogapię się na pozostałość po Naszym Związku w formie statusu na FB i pewnie dokończę Nutellę ze słoiczka stojącego tuż obok ;)

8 dni...

Napisał mi wczoraj "suchego" SMSa, że nie ma czasu w piątek i może się ze mną spotkać jedynie w czwartek po wykładach, a i to na chwilę. Trochę mnie to zdołowało, gdyż nie spodziewałam się, iż jest aż tak źle. W sumie sama nie wiem skąd było we mnie tyle optymizmu - przecież nie odzywał się do mnie przez cały ten czas.
Obecnie siedzę jak na szpilkach i nie mogę jednoznacznie stwierdzić czy chcę by ta nieszczęsna 13:20 nadeszła czy nie. Z jednej strony chcę mieć to już za sobą. Zobaczyć Go, powiedzieć, że kocham, dać Mu to co planowałam i sobie pójść. Tylko co potem? Co jeśli On już nie zadzwoni? Co jeśli to naprawdę jest już koniec, a ja głupia wmawiam sobie coś innego i tylko niepotrzebnie przedłużam okres cierpienia po Jego stracie?
Nadmiar myśli w mojej głowie. Mam wrażenie, że zaraz eksploduje. I zastanawia mnie jedno - czy jeśli człowiek naprawdę kocha drugą osobę, to pozwoli jej na takie męki? W imię czego? Może z Jego strony wcale nie ma miłości...
I tylko ten status na FB wciąż mnie trzyma...

środa, 20 listopada 2013

Tydzień...

Powoli dociera do mnie jak śmieszna jestem. No bo jak mam określić to, iż jedyną rzeczą powstrzymującą mnie przed załamaniem jest status na FB. Mam te swoje dwadzieścia parę lat, a przeżywam rozstanie z chłopakiem i robię sobie nadzieje jak jakaś durna małolata :/
Jeszcze kilka miesięcy temu śmiałam się z ustawiania statusów związków, wgrywania wspólnych zdjęć i tym podobnych zachowań. Jednak przy Nim zapragnęłam tego. Muszę w końcu przyznać szczerze, iż nie z powodu siły uczucia. Bałam się. Nie byłam pewna. Czułam, że muszę pokazać całemu światu, iż jestem w Jego życiu. Dla świętego spokoju w sierpniu ustawił status, a ja poczułam się choć odrobinę bezpieczniej. Teraz tylko to mnie trzyma. Choć wiem, że dla Niego nie ma żadnego znaczenia co tam widnieje - dla mnie jest wszystkim. Przecież przez tydzień mógł go zmienić. Zapomniał? Może i tak. Chce bym ja to zrobiła? Jeśli tak, to dlaczego? By mnie bardziej nie zranić? Czyli jednak myśli o mnie, nie chce mi sprawiać bólu, więc Mu zależy. A może jednak jest jeszcze szansa? Może chce mi ją dać. Może chce wrócić...
Wiem, że nakręcam sama siebie. Wiem, że powinnam odpuścić i pogodzić się z tym co się stało, ale nie potrafię. Nie umiem udawać, iż Osoba, którą kocham przestała istnieć. Zwłaszcza, że muszę się jeszcze z Nim zobaczyć by oddać Mu bluzę. Bluzę i prezent, który miał dostać ode mnie na święta. Napisałam też list, ale nie wiem czy powinnam go dołączyć. W sumie bardziej już nie jestem w stanie niczego popsuć, ale nie wiem czy będę w stanie się pozbierać, jeśli po jego przeczytaniu jednak nie wróci. W sumie chyba wolałabym mieć to spotkanie już za sobą...
Głupia miłość. Głupia Ania. Ogólnie głupie to wszystko.

wtorek, 19 listopada 2013

6 godzin...

Tak dobrze sobie radziłam, ale nie - wredny los musiał się na mnie zemścić. Musiałam wpaść na Niego w ostatniej chwili. Bo i po co mi spokój?! I tak oto 6 dni zbierania się poszło w las. To już 6 dni... Sama nie mogę w to uwierzyć. Dzisiaj mija 6 dzień od naszego rozstania, a do mnie to nie dociera. Niby jak ma do mnie dotrzeć to, że straciłam Ukochaną Osobę?! Tyle razy się kłóciliśmy, staliśmy na krawędzi, ale zawsze ostatecznie i tak wszystko wracało do normy. Jak mam więc uwierzyć, że tym razem tak nie będzie?
6 godzin zajęło mi dzisiaj uspokojenie się po tym jak wpadłam na Niego na Wydziale. O krok od wyjścia, dosłownie w ostatniej chwili, gdy w środku już zaczynałam się cieszyć, iż ominie mnie widok Jego osoby. Myślałam, że jestem twardsza, że po prawie tygodniu będę w stanie zareagować jak normalny człowiek. Jednak myliłam się. Drżące ręce, serce uderzające z taką siłą, jakby chciało mi połamać żebra i uwolnić się, uciec z klatki piersiowej i zakończyć moją udrękę. Niestety od nieszczęśliwej miłości się nie umiera. Przynajmniej nie umiera się w sensie fizycznym. A pustka w psychice na dłuższą metę nikogo nie obchodzi...

Kocham Go...