czwartek, 21 listopada 2013

8 dni...

Napisał mi wczoraj "suchego" SMSa, że nie ma czasu w piątek i może się ze mną spotkać jedynie w czwartek po wykładach, a i to na chwilę. Trochę mnie to zdołowało, gdyż nie spodziewałam się, iż jest aż tak źle. W sumie sama nie wiem skąd było we mnie tyle optymizmu - przecież nie odzywał się do mnie przez cały ten czas.
Obecnie siedzę jak na szpilkach i nie mogę jednoznacznie stwierdzić czy chcę by ta nieszczęsna 13:20 nadeszła czy nie. Z jednej strony chcę mieć to już za sobą. Zobaczyć Go, powiedzieć, że kocham, dać Mu to co planowałam i sobie pójść. Tylko co potem? Co jeśli On już nie zadzwoni? Co jeśli to naprawdę jest już koniec, a ja głupia wmawiam sobie coś innego i tylko niepotrzebnie przedłużam okres cierpienia po Jego stracie?
Nadmiar myśli w mojej głowie. Mam wrażenie, że zaraz eksploduje. I zastanawia mnie jedno - czy jeśli człowiek naprawdę kocha drugą osobę, to pozwoli jej na takie męki? W imię czego? Może z Jego strony wcale nie ma miłości...
I tylko ten status na FB wciąż mnie trzyma...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz