czwartek, 21 listopada 2013

"A teraz zgasimy światło i do rana nie będziemy mieć żadnych zmartwień, a rano, jeżeli nam się zechce postaramy się o nowe. Dobrze?" - Stanisław Lem

Zastanawiam się czy jest jakieś skuteczne lekarstwo na nadmiar nadziei. Głupio to brzmi, ale chyba powinnam poszukać czegoś takiego, gdyż zachowuję się co najmniej irracjonalnie.
Widzieliśmy się dzisiaj. Oddałam Mu rzeczy. Dałam prezent świąteczny i list. Porozmawialiśmy. On kategorycznie stwierdził, że nie wróci ani teraz ani nigdy. Nawet jeśli będzie żałował, to i tak nie wróci, gdyż nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki itp. itd. Powinnam, więc siedzieć zdołowana i zapłakana, a szczerze mówiąc od naszego spotkania nie uroniłam ani jednej łzy. To pewnie jeszcze przyjdzie, ale póki co On się nie odezwał, więc ubzdurałam sobie, że chociaż za koszulkę z autografami Jego ulubionej drużyny powinien mi podziękować i jak głupia czekam na SMSa. I wmawiam sobie, że skoro jeszcze nie napisał, tzn. iż ruszył Go mój list i zastanawia się co zrobić. Gdy patrzę na to co właśnie napisałam uświadamiam sobie jak bardzo durną osobą jestem i aż chce mi się śmiać z własnej głupoty...
Tak czy inaczej czas najwyższy zacząć oswajać się z myślą, iż już nie jesteśmy razem i On nigdy nie wróci. Choć szczerze mówiąc zamiast przyjmować to do wiadomości - zamierzam walczyć. Nie wiem jeszcze jak, ale w chwili obecnej nie jestem w stanie się poddać. Zaczynam poważną pracę nad sobą - może za jakiś czas zobaczy efekty i jednak wróci albo chociaż pomyśli, że popełnił błąd. Tak czy inaczej od jutra biorę się za siebie. A dzisiaj? A dzisiaj jeszcze pogapię się na pozostałość po Naszym Związku w formie statusu na FB i pewnie dokończę Nutellę ze słoiczka stojącego tuż obok ;)

1 komentarz:

  1. Powiem Ci z własnego doświadczenia: lepiej przyjąć to na klatę z własnej woli, że to cholerny koniec i już nic z tego, niż dowiedzieć się tego, widząc Jego z Inną. Uwierz, z własnej woli boli mniej. Jestem święcie przekonana.
    A najgorszą rzeczą, jaką można zrobić, to wejść dwa razy do tej samej rzeki. Również z doświadczenia - nie polecam. Nikt inny nigdy nie potraktował mnie tak jak On, za drugim razem. Wolałabym tego uniknąć. Tego wszytskiego, drugiego rozstania. Dwa razy przechodzić przez to piekło to za dużo dla jednego człowieka.

    OdpowiedzUsuń