Powoli dociera do mnie jak śmieszna jestem. No bo jak mam określić to, iż jedyną rzeczą powstrzymującą mnie przed załamaniem jest status na FB. Mam te swoje dwadzieścia parę lat, a przeżywam rozstanie z chłopakiem i robię sobie nadzieje jak jakaś durna małolata :/
Jeszcze kilka miesięcy temu śmiałam się z ustawiania statusów związków, wgrywania wspólnych zdjęć i tym podobnych zachowań. Jednak przy Nim zapragnęłam tego. Muszę w końcu przyznać szczerze, iż nie z powodu siły uczucia. Bałam się. Nie byłam pewna. Czułam, że muszę pokazać całemu światu, iż jestem w Jego życiu. Dla świętego spokoju w sierpniu ustawił status, a ja poczułam się choć odrobinę bezpieczniej. Teraz tylko to mnie trzyma. Choć wiem, że dla Niego nie ma żadnego znaczenia co tam widnieje - dla mnie jest wszystkim. Przecież przez tydzień mógł go zmienić. Zapomniał? Może i tak. Chce bym ja to zrobiła? Jeśli tak, to dlaczego? By mnie bardziej nie zranić? Czyli jednak myśli o mnie, nie chce mi sprawiać bólu, więc Mu zależy. A może jednak jest jeszcze szansa? Może chce mi ją dać. Może chce wrócić...
Wiem, że nakręcam sama siebie. Wiem, że powinnam odpuścić i pogodzić się z tym co się stało, ale nie potrafię. Nie umiem udawać, iż Osoba, którą kocham przestała istnieć. Zwłaszcza, że muszę się jeszcze z Nim zobaczyć by oddać Mu bluzę. Bluzę i prezent, który miał dostać ode mnie na święta. Napisałam też list, ale nie wiem czy powinnam go dołączyć. W sumie bardziej już nie jestem w stanie niczego popsuć, ale nie wiem czy będę w stanie się pozbierać, jeśli po jego przeczytaniu jednak nie wróci. W sumie chyba wolałabym mieć to spotkanie już za sobą...
Głupia miłość. Głupia Ania. Ogólnie głupie to wszystko.
W pewnym stopniu Cię rozumiem, chociaż u mnie wyglądało to zupełnie inaczej. Trochę za dużo by tu opowiadać, ale w skrócie: Ja też nie mogłam się pogodzić z brakiem faceta w którym się zakochałam. U mnie pogodzenie się z rzeczywistością i zamknięcie pewnego rozdziału trwało prawie rok. Ale teraz już jest zupełnie inaczej. Czasami dalej wracam do tamtych momentów, ale już nie ze łzami w oczach tylko z pozytywnym sentymentem.
OdpowiedzUsuńByło ciężko, ale i tak niczego nie żałuję, Dobrze jest tak jak jest. A ja od nie tak dawna jestem szczęśliwa z innym ;)
Tobie też się wszystko poukłada :)
Życzę Ci odnalezienie w sobie potrzebnej siły, która pomoże Ci przetrwać wszystko :)
Dziękuję, że zajrzałaś na mojego bloga (heh ja też zaczęłam pisać tego bloga w podobnych okolicznościach i chyba w podobnym celu jak Ty). Na pewno tu jeszcze zajrzę nie raz :)
(obserwuję)
Nie wiem co napisać. Pocieszyć? To byłoby troszeczkę żałosne, ale mimo wszystko mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
OdpowiedzUsuńMiłość to bardzo dziwna więź. Potrafi uszczęśliwić, a także zranić. Czasem jedno i drugie naraz. Zakochując się wiele ryzykujesz. Możesz - tak jak w Twoim przypadku - zostać sama, i co? I taka głupiutka Ania przez to nie potrafi myśleć o niczym innym.
Trzymam kciuki za poprawę samopoczucia.
Myślę, że powinnaś jednak dołączyć ten list ;)
OdpowiedzUsuńdołacz list
OdpowiedzUsuńJestem w prawie że identycznej sytuacji co ty .. tylko że ja jestem głupią małolatą i tak naprawdę nie powinnam sie odzywać .. ale cóż nie potrafię . :)
OdpowiedzUsuńNa Twoim miejscu dołączyłabym ten list .. Co ci szkodzi :) Może wszystko sie poukłada i będziecie " żyć długo i szczęśliwie " . Mam nadzieję że tak będzie . Trzymam kciuki !
(obserwuję i dziękuję za kom. )
Pamiętam to jak wczoraj, a to już trzy lata minęły (prawie dokładnie - 22.11). Wtedy rąbnął mi cały świat, a dla mnie największym problemem było to, że mam "status w związku". On zmienił na wolny. Ja - "to skomplikowane". Nie mogłam po niemal trzech latach przyjąć do wiadomości, że znów jestem wolna.
OdpowiedzUsuń